Dzisiaj kończymy naszą serię tekstów o potknięciach gigantów świata elektroniki i nowych technologii. Zgodzicie się chyba, że wisienką na torcie nie mogła być żadna inna firma niż Apple – kochane przez jednych, nienawidzone przez innych. Czy jednak najwięcej warte prywatne przedsiębiorstwo świata mogło ponieść jakieś znaczące klęski? Odpowiedź jest prosta. Aż nadto.
Lisa
W słowniku Steve’a Jobsa nie istniało słowo „nie”. Jeżeli uważał, że coś da się zrobić, to nie akceptował sprzeciwu. Jedni nazywali to słynnym „efektem zniekształcenia rzeczywistości”, inni mówili po prostu że był wizjonerem, a jeszcze inni określiliby to zwykłym marzycielstwem. W przypadku Lisy, komputera osobistego nazwanego od imienia córki Jobsa, rację zdecydowanie mieliby ci ostatni. Bo jak inaczej niż marzeniami można nazwać pomysł sprzedawania sprzętu, skierowanego do przeciętnego konsumenta i mającego walczyć z pecetami IBM-u, za prawie 10 tysięcy dolarów?
Lisie nie pomógł nawet graficzny interfejs – jak na tamte czasy, a był to rok 1983, rozwiązanie nie tyle nowatorskie co wręcz rewolucyjne. Lisę zabiła tylko i wyłącznie jej absurdalna, wzięta zupełnie z powietrza cena. Komputera za 10 tysięcy dolarów prawie nikt nie kupi dzisiaj i prawie nikt nie kupował 30 lat temu. Trzeba jednak oddać Apple, że wiele się na tej porażce nauczyli i czerpiący sporo z Lisy, ale znacznie tańszy Macintosh, był już wielkim sukcesem.
Sculley
Czy osoba może być uznana za porażkę firmy? Niesławny John Sculley dowodzi, że owszem. Na początku lat 80′, już po tym jak Apple II okazało się dużym komercyjnym sukcesem, firma Jobsa i Wozniaka z garażowej inicjatywy na dobrze przekształciła się w korporację chcącą konkurować z IBM o miano lidera komputerowego świata. Potrzeba było kogoś, kto miał nie tylko wizję i trochę wiedzy na temat elektroniki, ale też łeb na karku i biznesowe obycie.
Jobs uparł się na Johna Sculleya, który w PepsiCo odnosił sukces za sukcesem. A jak już ustaliliśmy, charakter współzałożyciela Apple był taki, że jak się uparł, to zwykle dostawał to czego pragnął. Przekonany słynnym „Do końca życia masz zamiar sprzedawać słodzoną wodę, czy wolisz razem ze mną zmieniać świat?” Sculley zdecydował się dołączyć do Apple. Został prezesem, ale za długo tego świata z Jobsem nie pozmieniał. Panowie szybko popadli w konflikt, z którego górą wyszedł nowy CEO. Wściekły Jobs w 1985 roku z hukiem opuścił swoją firmę, która z kolei popadła w kryzys… trwający aż do jego powrotu ponad 10 lat później.
Copland
Sculley zostawił firmę w rozsypce. W połowie lat 90′ Apple znajdowało się w największym kryzysie w całej swojej, rozciągającej się już na grubo ponad trzy dekady historii. Co gorsza, gdy firma założona przez Jobsa, Wozniaka i Wayne’a we wcześniejszym okresie pikowała, na horyzoncie pojawił się nowy groźny rywal – Microsoft, w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku będący już prawdziwą potęgą. Odnoszącemu wielkie sukcesy Windowsowi Apple postanowiło rzucić wyzwanie w postaci zupełnie nowego, innowacyjnego systemu operacyjnego. Pomysł może i szczytny, ale skończył się tak jak i większość ówczesnych projektów koncernu z Cupertino – kompletnym fiaskiem.
Copland, bo tak się nazywał, miał być elegancki, działać szybko i bezproblemowo i do tego oferować wagon towarowy nowatorskich rozwiązań. Niestety, za tym wirtualnym gadżeciarstwem nie poszła jakość wykonania. Apple spieszyło się jak mogło żeby poskładać Coplanda w całość – z dramatycznym skutkiem. Wersja testowa systemu była niestabilna i naszpikowana błędami w stopniu, który żadnemu z użytkowników Windowsa nawet się nie śnił. W 1996 roku uznano, że tu nawet nie ma czego ratować i skasowano projekt, wyrzucając do kosza dwa lata wysiłków całej firmy.
Newton
Choć iPod Touch i pierwszy iPhone pokazały światu, ze można zrobić przyzwoity, wygodny i całkiem użyteczny interfejs oparty na panelu dotykowym, to, jak mówi stare przysłowie, nie od razu Rzym zbudowano. Znacznie wcześniej z pomysłem na tablet siłował się Microsoft (bez skutku, o czym więcej dowiecie się tutaj) a jeszcze wcześniej na touchscreena chciało postawić Apple. Newton miał być platformą idealną dla urządzeń korzystających z dotykowych ekranów. Wygodną i prostą w obsłudze. Niestety, zarówno PDA jak i komputery oparte o Newtona były antytezą i wygody i prostoty – nic więc dziwnego, że nie przypadły konsumentom do gustu. Smaku całej historii dodaje fakt, że wielkim entuzjastą Newtona był niejaki John Sculley, a Steve Jobs zaraz po swoim triumfalnym powrocie do firmy wywalił ten projekt do kosza. I była to jedna z wielu jego świetnych decyzji.
Newton okazał się taką porażką, że zasłużył sobie na miejsce w jeszcze dwóch innych naszych tekstach poświęconych niefortunnym pomysłom. Pisaliśmy o tym projekcie w artykule o najgorszych gadżetach w ogóle. Nie każdy pomysł może zasłużyć sobie na takie „wyróżnienie”. Poza tym, Newton pojawił się jeszcze jako bohater drugoplanowy materiału o najbrzydszych laptopach w historii.
Mapy
Nawet ostatnie lata, choć rok po roku Apple bije rekordy zysków, nie są dla giganta z Cupertino wyłącznie pasmem sukcesów. Zdarzały się różne mniejsze i większe wpadki (iPhone 4 z anteną w takim miejscu, że normalnie trzymając telefon można było momentalnie stracić sygnał, anyone?), ale ostatnio naprawdę pojechali po bandzie. W nowym systemie operacyjnym dla iPhone’a, iPada i iPoda Touch, iOS 6, Apple postanowiło zastąpić Mapy Google swoją aplikację nawigacyjną. Już samo twierdzenie, że zrobi się lepsze mobilne mapy niż koncern z Mountain View, wymaga sporej odwagi. Ale wywalenie ze swojego systemu Map Google i zastąpienie ich własnymi to wręcz brawura.
Głupia brawura jak się okazało, bo aplikacja nawigacyjna w iOS 6 była tak mierna, że prezes firmy, Tim Cook, przepraszał za to w liście otwartym do konsumentów. Dosłownie rozpadający się widok 3D, brak niektórych miejsc, inne lokale przestawione, a tu i ówdzie całe miejscowości nie tam gzie trzeba. I nie pomagają tłumaczenia, że „z czasem będzie lepiej” i „potrzeba wsparcia ludzi”. Te mapy to bubel i tyle.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Hmmm, skoro pojawiają się informacje z biografii tej ludzkiej kupy to powinniście dodać macintosha, który także był klapą, a Lisa była „Jobsowa” tylko z początku, bo potem odebrali mu ten projekt, a on zabrał się za wewnętrznego konkurenta – macintosha
Bardzo spodobało mi się zdanie „Już samo twierdzenie, że zrobi się lepsze mobilne mapy niż koncern z Mountain View, wymaga sporej odwagi. Ale wywalenie ze swojego systemu Map Google i zastąpienie ich własnymi to wręcz brawura.”
🙂 Pozdrawiam autora.
Newton to dziecko Sculleya. Jobs go nienawidził. Z lekceważeniem odnosił się do pomysłu używania rysika lub piórka do pisania po ekranie. „Bóg dał nam dziesięć rysików – mawiał, przebierając palcami. – Nie wynajdujmy jeszcze jednego”. Co więcej, Jobs uważał Newtona za najważniejszą z innowacji autorstwa Johna Sculleya, za jego ukochany projekt. Już samo to wystarczyło, by w oczach Jobsa był stracony.
„Powinieneś uśmiercić Newtona” – oświadczył pewnego dnia w telefonicznej rozmowie z Ameliem. i cytat: Gdyby Apple znajdowało się w mniej niepewnej sytuacji, sam wgryzłbym się w ten temat i znalazł sposób na to, by Newton zaczął działać. Nie ufałem ludziom, którzy kierowali tym projektem. Przeczucie mówiło mi, że było tam trochę dobrej technologii, ale całość została spieprzona z powodu złego zarządzania. Zamykając ten projekt, uwolniłem kilku dobrych inżynierów, którzy mogli zająć się pracą nad nowymi urządzeniami mobilnymi. I w końcu udało nam się zrobić to jak należy, gdy wzięliśmy się do iPhone’ów oraz iPadów.
Newton to pierwowzór dzisiejszego Note/Note2 oraz nieco wcześniejszego i już zapomnianego Della Streake. Mimo, że Apple było w tej materii pierwsze to jednak dopiero Samsung odniósł w dziedzinie tabfonów/mini tabletów sukces i to on pokazał światu, że tego typu urządzenia mają prawo i rację bytu. Dokładnie tak samo jak nieco wcześniej Apple pokazało światu tablet w postaci iPada, który był jako pierwszy przyjazny użytkownikowi. Tak samo dzisiejszy spadkobierca Newtona Galaxy Note jest bardzo przyjazny i łatwy w użyciu jak niegdyś pierwszy iPad.