Dawno temu, w odległej galaktyce (czyli ponad rok temu w Stanach) pojawiły się pierwsze drony Star Wars marki Propel. Dzisiaj ich odświeżone i poprawione edycje debiutują w Europie. Jako jeden z pierwszych blogerów na starym kontynencie mogłem przyjrzeć im się bliżej.
Choć formalna premiera dronów Star Wars będzie mieć miejsce 1 września w Berlinie, ja bawiłem się nimi jeszcze przed rozpoczęciem targów IFA 2017. Całą kolekcję po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć miesiąc temu, na spotkaniu z przedstawicielami marki Propel w Brukseli.
Przez ten czas zdążyłem sprawdzić, co potrafią nowe drony oraz jak działa i co oferuje aplikacja towarzysząca, która niebawem zawita do Google Play i AppStore. Poznałem także esencję premierowych produktów marki Propel, czyli zaplecze gamingowe. Bo nowe drony Star Wars to więcej, niż tylko zabawka dla miłośników przygód rodziny Skywalkerów. To, przynajmniej w założeniu producenta, fundament nowego e-sportu.
Trzy drony Star Wars na start
Propel ekspansję zaczyna ostrożnie. Na dzień dobry zobaczyliśmy trzy drony:
- 74-Z SPEEDER BIKE
- T-65 X-WING
- TIE ADVANCED X1
Każdy z nich bazuje na identycznych podzespołach, zapewnia zbliżone osiągi i tyle samo kosztuje. Każdy doczekał się również „wypasionej” edycji kolekcjonerskiej, której wyposażenie zachwyci każdego fana Gwiezdnych Wojen.
A gdzie Sokół Millennium?
Dobre pytanie. Na premierę drona w stylu statku Hana Solo czekają tak Amerykanie, jak i Europejczycy. Debiut miał nastąpić w tym roku, ale… nie nastąpi. Z tego, co udało mi się ustalić w Brukseli, na pojawienie się najszybszej kupy złomu w Galaktyce nie ma co liczyć w najbliższych miesiącach.
Powód? Niezadowalające osiągi drona. Czwarty produkt w linii miał być bowiem większy i masywniejszy niż reszta, co wymagało przeprojektowania (czy też raczej zoptymalizowania) napędu, który jest sercem każdej z zabawek.
Cena dronów Star Wars w Polsce
Na rynku pojawią się dwie wersje każdego z dronów z uniwersum Star Wars.
Najpierw w sprzedaży zadebiutować ma edycja kolekcjonerska – dostępna w niewielkiej ilości egzemplarzy, z sugerowaną ceną ustaloną na 859 zł. Co ważne, już na start pojawi się ciekawa promocja, w ramach której cena powędruje w dół – do kwoty 774 zł. Rabat obowiązywać będzie jednak tylko do 16 września tego roku.
Wersja regularna do sklepów zawita dopiero w listopadzie. Będzie skromniej wyposażona, ale też nieco tańsza. Sugerowana cena jednego drona to 729 zł.
Drogo? Tylko na pozór. Za zestaw kolekcjonerski w Stanach obecnie zapłacimy niemal 200 USD, podczas gdy cena europejska to 250 EUR, a więc ponad 1000 zł. Nie ma więc na co narzekać.
Edycja kolekcjonerska – unboxing!
Przez ponad 8 lat testowania przeróżnych gadżetów widziałem już wiele fajnie wydanych produktów. Niemniej pakiet przygotowany przez firmę Propel spokojnie mogę postawić za wzór każdemu producentowi. To naprawdę rewelacyjnie przygotowany zestaw.
Chcąc to lepiej pokazać na blogu, poprosiłem firmę Propel o podesłanie nam kolekcjonerskiej edycji drona TIE ADVANCED X1. To jeden z zestawów, które kupicie w polskich sklepach.
Sprzęt przyjeżdża zapakowany w elegancki karton, ozdobiony wizerunkiem kupowanego drona. W środku, niespodzianka. Kolejny karton, troskliwie zabezpieczony styropianowymi wkładkami. To właściwe pudło z dronem, ale jednocześnie małe dzieło sztuki.
Front ozdobiono wypukłym wizerunkiem drona, który kupiliśmy. Boki kartonu zabezpieczone zostały specjalnymi pieczęciami. Po ich złamaniu, możliwe staje się zdjęcie górnej części pudła i… niespodzianka numer 2: nagle słyszmy motyw muzyczny z Gwiezdnych Wojen!
Po zdjęciu górnej części kartonu widoczna staje się specjalna, plastikowa klatka, wewnątrz której bezpiecznie spoczywa dron. Całość jest podświetlona. W tle gra klimatyczna muzyka. To wszystko sprawia, że pierwszy kontakt z produktem Propel jest niezapomnianym przeżyciem. To wprost wymarzony materiał na prezent – mam nieodparte wrażenie, że w tym roku taki zestaw zagości pod choinką wielu techManiaKów…
Rozbierając kolejne warstwy, stopniowo odsłaniamy nowe pudełka. Położenie i wyposażenie każdego z nich zostało dokładnie przemyślane. Osobny pakunek kryje dobrze zabezpieczony kontroler, inny ładowarkę i baterie, jeszcze inny wymienne akcesoria (jak zapasowe śmigła, czy klucz do ich montażu).
Nawet instrukcja obsługi została wydana w specjalny sposób, przez co udaje podręcznik pilota Imperium / Rebelii – to świetny pomysł!
Pamiętam, że po raz pierwszy patrząc na pudło skrywające drona z serii Star Wars pomyślałem, że to ładna, ale w gruncie rzeczy jednorazówka. Tak jednak nie jest, bowiem pudełko można… ładować. Tak, to nie pomyłka. W zestawie jest specjalny adapter, z pomocą którego świecącą i grająca klatkę na drona można w dowolnej chwili podpiąć do prądu – ładowanie trwa około godziny.
Przerost formy nad treścią? Być może. Niemniej robi wrażenie, a w wypadku produktu tej klasy, efekt wow jest ekstremalnie ważnym czynnikiem.
Warto też podkreślić, że ekskluzywność zestawu nie kończy się tylko na oprawie. W środku znajdziemy bogaty zestaw części zapasowych, jak również dwa akumulatory i dedykowaną im ładowarkę. Fajny zestaw na start.
Montaż i pierwsze wrażenia
Każdy z dronów przyjeżdża niemalże w całości złożony. Inicjatywa użytkownika sprowadza się więc do dwóch rzeczy: włożenia baterii i zamontowania śmigieł. Nie jest to specjalnie trudne, niemniej aby maksymalnie ułatwić cały proces, producent dorzucił do zestawu specjalny klucz, z pomocą którego łatwo złożymy lub rozłożymy napęd drona.
Podczas montażu trzeba natomiast koniecznie pamiętać o tym, że śmigła nie są identyczne – podzielono je na dwie grupy (A i B), każda z nich musi zajmować wskazane w instrukcji miejsce. Tylko wtedy konstrukcja ma szansę unieść się w powietrze. Jeśli śmigła założymy na odwrót, dron nie oderwie się od podłogi.
Bateria spoczywa w komorze, w górnej części obudowy. Na pozór jej wymiana nie jest trudna – wystarczy nacisnąć przycisk blokady, wyciągnąć rozładowany akumulator, po czym na jego miejsce włożyć drugi, naładowany.
Teoria nie przekłada się jednak na praktykę. Komora baterii jest ciasna, a sam przycisk zrobiony z bardzo słabego plastiku. W efekcie każda wymiana akumulatora niesienie za sobą sporą szansę ułamania zaczepów blokady. Mi zdarzyło się to dwukrotnie w czasie testów – tylko dwukrotnie, bo w końcu zdecydowałem się zignorować patent firmy Propel i otwierać pokrywę baterii z pomocą zwykłego spinacza.
Sposób, w jaki trzeba wymieniać akumulator to zdecydowanie najgorsza część drona – niestety nie tylko w wypadku TIE Advanced X1, ale również i innych modeli.
To pierwsza, i ostatnia uwaga, jaką mam do jakości wykonania, bowiem reszta elementów tworzących obudowę jest już bardzo przyzwoita. To lekki i miękki, ale jednocześnie wytrzymały plastik, który potrafi przetrwać nawet zdarzenie z drzewem. Warto wspomnieć o tym, że każdy dron jest ręcznie malowany. Kolorystyka jest wierna oryginałowi – zadbano nawet o dodanie zabrudzeń i uszkodzeń, które sprawiają, że każdy pojazd faktycznie wygląda, jakby został przed chwilą wyciągnięty z filmu.
Z myślą o początkujących pilotach, Propel do zestawu dorzucił plastikowy ochraniacz, który montujemy w spodniej części drona. Chroni on śmigła przez złamaniem w sytuacji trudnego lądowania lub nieoczekiwanego spotkania z przeszkodą. Przydatna rzecz – zdecydowanie warto jej używać przez pierwszych kilka godzin nauki latania.
Kontroler
Bardzo ważnym elementem zestawu każdego drona jest kontroler. To solidne, duże akcesorium, które pod względem jakości wykonania i funkcjonalności bije na głowę większość tanich padów, które spotkać można w zabawkach do 1000 zł.
Zacznijmy od tego, co jest może mniej ważne, za to robi doskonałe pierwsze wrażenie. Pad wyposażony został w głośniki, a w jego pamięci zapisano 6 utworów muzycznych pochodzących ze ścieżki dźwiękowej sagi Gwiezdnych Wojen. To nie wszystko, bowiem do tego dochodzi jeszcze zestaw ścieżek audio z pamiętnymi cytatami z filmów – te ostatnie odtwarzane są kiedy zrobimy coś, co zasługuje na komentarz.
I tak po udanym trafieniu w przeciwnika usłyszymy na przykład pochwałę z ust Dartha Vadera, a przy starcie komunikat z rebelianckiej wieży lotów. Ba, nawet sukcesem wymieniając baterie w kontrolerze zostaniemy nagrodzeni stosownym komentarzem. Może i wydaje się to śmieszne lub niepotrzebne, ale zapewniam, że budzi emocje – nie tylko u młodych pilotów.
Wspomniałem o wymianie baterii – akumulator działa w oparciu o cztery paluszki AA, które skrywają się w spodniej części akcesorium. Aby dostać się do komory trzeba odkręcić dwie śruby – zrobimy to z pomocą śrubokręta dołączonego do zestawu. Na co dzień kryje się on w jednym z boków kontrolera.
Kontroler jest masywny, a przez to stosunkowo ciężki. Mimo to, wygodnie leży w dłoni, a wyprofilowanie obudowy ułatwia dostęp do wszystkich przycisków. Tych ostatnich jest w sumie osiem plus wielofunkcyjny manipulator w dolnej części. Najważniejszą częścią akcesorium są jednak dwa joysticki – lewy odpowiada za kontrolę wysokości i obrót, zadaniem prawego jest ruch w kierunkach przód / tył i lewy / prawy.
Za połączenie z dronem odpowiada moduł WiFi pracujący w zakresie 2,4 GHz. To pozwala w miarę bezpiecznie sterować pojazdem nawet na większe odległości. W czasie testów TIE Advanced X1 nie zdarzyło mi się nawet raz stracić połączenia na linii dron – kontoler.
U góry kontrolera umieszczono trzy diody. Określają one ilość trafień, które dron może znieść w walce. To jeden z elementów stworzonych z myślą o trybie pojedynków, o którym szerzej napiszę w dalszej częsci wpisu.
W obudowę kontrolera wbudowano również specjalny uchwyt na smartfon. W tej chwili jest to jeszcze bezużyteczny dodatek, ale zmieni się to na początku września, wraz z wprowadzeniem aplikacji towarzyszącej do Google Play i App Store. Z poziomu tego programu można się bowiem nauczyć latania w wirtualnym środowisku, bez potrzeby uruchamiania samego drona, za to bazując na fizycznym kontrolerze.
Dron TIE ADVANCED X1 w akcji
Naukę latania polecam rozpocząć od trybu T-Mode – nawet, jeśli już wczesnej lataliśmy innym dronem. Modele z serii Star Wars bazują bowiem na specyficznym systemie napędowym, w którym śmigła znajdują się nie na górze, ale w spodniej części pojazdu.
Choć na pozór to żadna różnica, to w rzeczywistości napęd wsteczny (czy też raczej odwrócony) ma pewien wpływ na to, jak gadżet zachowuje się w powietrzu. Dron niejako wisi na niewidocznej, powietrznej poduszce, co z jednej strony nadaje całej sytuacji posmak realizmu (to w końcu myśliwiec, nie helikopter), ale z drugiej wymaga wyczucia sterowania.
Korzystając z trybu dla początkujących (T-Mode) możemy liczyć na to, że start będzie łatwiejszy, a sam dron wolniejszy, mniej sterowny i generalnie trudniejszy do rozbicia. Do tego dochodzi automatyczne ograniczenie wysokości – system tworzy specjalną, elektroniczną klatkę wokół pojazdu, dzięki czemu dron nigdy nie ucieknie za wysoko.
Po odblokowaniu trybu dla zaawansowanych pilotów zaczyna się zabawa – dron widocznie przyspiesza (mamy trzy prędkości do wyboru) i jest zwrotniejszy. Po dezaktywacji dodatkowej blokady czujnika ciśnienia barometrycznego pojawia się także opcja wykonywania podniebnych akrobacji, choć w tym trybie dronem trudniej się steruje z uwagi na brak automatycznego poziomowania pojazdu.
Każdy z dronów z uniwersum Star Wars potrafi rozwinąć prędkość około 50 km/h. Jest moc! Dużo jednak zależy od pogody – trzeba pamiętać, że mówimy tu o niedużych zabawkach, na które każdy silniejszy podmuch wiatru będzie miał widoczny efekt.
Przyznam też szczerze, że nie jest to gadżet najłatwiejszy w obsłudze. Sterowanie jest intuicyjne, ale z uwagi na fakt, że każdy z dronów wyraźnie odbija w jedną stronę i trudno go nieruchomo zawiesić w powietrzu, wymaga nieustannej kontroli ze strony użytkownika.
Jedna bateria starcza na 6-8 minut zabawy. Ocena czy to dużo, czy mało, zależy już od indywidualnych preferencji użytkownika. Moim zdaniem wystarczy, ale raczej tylko do niezobowiązującej zabawy z dronem. Tutaj 12-16 minut (przy dwóch akumulatorach w zestawie) to rozsądny limit. Jeśli jednak planujecie zabawę w większym gronie, dwie następne baterie zdecydowanie by się przydały. Co prowadzi nas do trybu pojedynków…
Nowe oblicze gamingu?
Dotychczas nie wspomniałem o jednej, bardzo ważnej części wyposażenia dronów z serii Propel Star Wars. Każdy z modeli ma bowiem wbudowaną laserową broń i czujnik trafienia. W zależności od wybranego trybu zabawy, może to być system mało precyzyjny (wystarczy trafić laserem w przestrzeń obok drona, aby go zniszczyć – pole obejmuje 3 metry) albo wręcz przeciwnie – wymagający znakomitego wyczucia (trzeba trafić laserem w sam czujnik – pole obejmuje tylko 10 cm). Każde trafienie jest automatycznie rejestrowane na kontrolerze pilota i w globalnym rejestrze, który nadzoruje pojedynki.
W takiej zabawie brać udział może nawet 12 osób. Ja grałem w mniejszych grupach, mających maksymalnie 8 pilotów (4 vs 4), ale już wtedy emocje były spore. Oczywiście im większa liczba zawodników, tym ciekawsze bitwy można toczyć. Poniżej znajdziecie 1-minutowe nagranie z przykładowego pojedynku kilku dronów.
I tutaj Propel widzi przyszłość dla całej serii produktów. Nie bez podstaw. Powiedzmy sobie szczerze: zakup drona tylko po to, aby nim samotnie polatać od czasu, do czasu, nie jest specjalnie trafionym pomysłem. W końcu mówimy tutaj o zabawce, która nie ma nawet aparatu fotograficznego, więc jej praktyczna przydatność jest niska.
Co innego, jeśli kupimy dwa drony lub więcej, aby z bliskimi toczyć kosmiczne bitwy. Tutaj już zaczyna się robić ciekawie. A stąd już tylko krok do… gamingu. I to właśnie w e-sport Propel mierzy przede wszystkim. Ligi, turnieje, rozgrywki z nagrodami na szczeblu krajowym i międzynarodowym – to wszystko może sprawić, że drony z serii Star Wars nabiorą przysłowiowego wiatru w żagle.
W dobie rosnącego zainteresowania e-sportem, Propel może trafić na prawdziwą żyłę złota. O ile oczywiście pomysł dobrze się sprzeda, bo nie jest to wszak pierwsza próba wykreowania sportu tego typu – na myśl przychodzą choćby wyścigi dronów.
Dron czy zabawka?
Czy warto kupić drona z serii Propel Star Wars? Odpowiedź na to pytanie w stu procentach zależy od tego, czego po takim produkcie oczekujecie.
Ktoś, kto szuka sensownego drona (i czytał już nasz poradnik, na co zwracać uwagę kupując drona), za 74-Z SPEEDER BIKE, T-65 X-WING czy TIE ADVANCED X1 nawet się nie obejrzy. To po prostu zabawki – szybkie, zwrotne i ciekawie zaprojektowane, ale mimo wszystko tylko zabawki, pozbawione aparatu i przeznaczone do latania na niższych wysokościach.
Tyle tylko, że Propel nie mierzy w użytkowników po prostu szukających nowego drona. Była to zresztą świadoma decyzja od samego początku formowania linii Star Wars.
Propel przygotował produkt z myślą o dwóch, bardzo odmiennych grupach konsumentów. Pierwszą są oczywiście miłośnicy uniwersum Gwiezdnych Wojen, i to właśnie do nich kierowana jest edycja kolekcjonerska. Starannie wykończona, obfitująca w liczne smaczki i naprawdę ładnie wydana. Dla maniaKa opowieści o walce Imperium z Rebelią jest to prezent w zasadzie idealny.
Druga grupa to osoby wychowane na grach. Wkręcone w ideę gamingu i szukające nowych sposób na spędzanie czasu – niekoniecznie przed komputerem. To dla takich użytkowników stworzono tryb pojedynków wieloosobowych, z misternie oddanymi efektami audio, zalążkiem systemu ligowego i przede wszystkim aplikacją towarzyszącą, która zbiera o każdym pilocie informacje: ile pojedynków stoczył, z jakim efektem i jaka jest jego ranga w świecie wykreowanym przez firmę Propel.
I to właśnie druga grupa jest zdecydowanie ważniejsza dla przyszłości linii Star Wars. Propel dobrze o tym wie, dlatego tak mocny nacisk kładzie na całe zaplecze, pozornie z samym lataniem nie związane. Ciężko w tej chwili powiedzieć, czy ta operacja zakończy się sukcesem, ale jedno jest pewne: na naszych oczach właśnie rodzi się nowy e-sport.
Czas popracować nad formą.
Warto również przeczytać:
- Drony: jaki kupić? Co warto wiedzieć?
- Drony, a prawo. Wszystko co musisz wiedzieć!
- Najciekawsze drony dla fotografa
- TOP-10 dronów wg techManiaK.pl
- 5 fajnych dronów których nie kupisz w sklepie
- Tak wyglądają drony przyszłości
- Nasze recenzje dronów
Ceny w sklepach
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.