Miała być wielka rewolucja, a wszystko szybko się skończyło – samochody od Apple to temat, który przerósł inżynierów z Cupertino. Ku uciesze konkurencji rzecz jasna.
Antyfani amerykańskiego koncernu wreszcie mogą znaleźć powód do zadowolenia – wreszcie mamy do czynienia z czymś, w czym Apple nie jest w stanie konkurować z rynkowymi przeciwnikami. Mowa tutaj o projekcie Apple Car, który miał zrewolucjonizować system motoryzacji opartej na elektryczności i pokazać, że gigant z Cupertino to firma, która potrafi zaskoczyć praktycznie na każdym polu. Niestety, jednak nie tym razem – efektowne wozy od Apple najprawdopodobniej nigdy nie trafią do sprzedaży.
Problemy tego jakże ambitnego projektu zaczęły się już na początku 2016 roku – wówczas to Apple poinformowało o zwolniło ponad 120 inżynierów na codzień pracujących przy rozwoju tego elektrycznego samochodu, a większe moce przerobowe skierowało do działów zajmujących się oprogramowaniem przeznaczonym między innymi do sektora motoryzacyjnego. Teraz sytuacja jest już totalnie jasna – z pracą przy Apple Car pożegnał się cały zespół liczący około 1000 osób – wszyscy dostali możliwość znalezienia pracy w innym dziale (zwłaszcza tym związanym z oprogramowaniem), choć część z pewnością poszuka zatrudnienia poza Apple.
To oczywiście koniec tego bardzo ambitnego projektu, który istniał ledwie dwa lata – projekt przerwano zaledwie w połowie procesu przygotowania samochodu do sprzedaży – Apple Car miał trafić na rynek w 2019 roku. Już wiemy, że tak się nie stanie.
Daleki jestem od stwierdzenia, iż mamy do czynienia ze spektakularną porażką Apple – to przecież zupełnie nowe pole do działań dla tego producenta, które miało pokazać, czy Apple jest w stanie zainteresować swoją ofertą miliony miłośników motoryzacji na całym świecie. Ktoś najwyraźniej uznał, że to jeszcze nie jest ten moment, a sama marka nie wystarczy, by odpowiednio sprzedać produkt bądź też zaserwować go publice na satysfakcjonującym poziomie technologicznym.
Nie można jednak zbagatelizować wpływu konkurencji na podjęcie tej decyzji – Tesla praktycznie monopolizuje w tym momencie rynek wydajnych, skomputeryzowanych samochodów elektrycznych, a równie mocno naciska także Google aktywnie testując swoje autonomiczne wozy. Samochód to jednak nie smartfon – to konstrukcja kosztująca wielokrotnie więcej niż jeden egzemplarz nowego iPhone’a, przy której bardzo łatwo można się poślizgnąć, psując choć jeden, z pozoru nieistotny element.
Wygląda więc na to, że jedyną możliwością spróbowania jazdy za kierownicą „Apple Cara” nadal będzie naklejenie na tył samochodu naklejki z logiem nadgryzionego jabłka, jakkolwiek śmieszne by to nie było.
źródło: bloomberg
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.