Tym razem do wypadku doszło w Holandii. Tesla Model S uderzyła w drzewo, kierowca zginął na miejscu, a służby musiały walczyć z pożarem i prądem. Jak do tego wszystkiego doszło?
W holenderskich mediach pojawiła się informacja na temat kolejnego, śmiertelnego wypadku spowodowanego przez Teslę. To już nie pierwszy taki incydent, bowiem poprzedni miał miejsce w Stanach Zjednoczonych i wspominałem Wam o nim jakiś czas temu. Tym razem jednak kierowcą Tesli był 53-letni mężcyzna, który nie zaufał samochodowi i postawił na własne umiejętności. Uderzenie podczas braku panowanie nad kierownicą spowodowało kilka przykrych konsekwencji, w tym śmierć kierowcy.
Tesla Model S niemal natychmiast stanęła w płomieniach oraz ogniu. Przyczyną pożaru samochodu miało być uderzenie które spowodowało uszkodzenie akumulatora. Pożar był trudny do ugaszenia i zdecydowanie sytuacja wyglądała nieco inaczej, niż ma to miejsce w przypadku standardowych wypadków. Tym razem strażacy obawiali się o wciąż działający i przepływający w samochodzie prąd. Tesla od razu wysłała na miejsce zdarzenia swoich techników, którzy poinformowali strażaków o tym, jak wyciągnąć kierowcę ze środka tak, aby nie zostać porażonym prądem. Niemiła sytuacja, jednak jest ona konsekwencją zastosowania coraz bardziej popularnych rozwiązań.
Najciekawszy w tym wszystkim jest jednak problem służb, które nie bardzo wiedziały, jak dokładnie zabrać się do gaszenia pożaru oraz co robić w przypadku elektrycznego samochodu. Podczas mniejszego uszkodzenia pojazdu wyłączenie prądu byłoby możliwe, jednak trzeba być przygotowanym na każdą sytuację.
Nie wiadomo czy w Tesli autopilot był włączony podczas jazdy oraz wypadku, jednak szczegóły powinniśmy poznać już niedługo, kiedy amerykańska firma zechce się nimi podzielić z opinią publiczną.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
A w między czasie drobnym stłuczką uległo 10 033 VW, 12534 Audików, 6552 Fiaty oraz 4343 Mercedesy. Ponadto zginęło w doszczętnie zniszczonych autach: VW 3500 kierowców, Audi 2222 kierowców, Fiat 1233 kierowców oraz 2100 kierowców Mercedesów.
Ciekawe ile katastrof lotniczych w tym czasie się zdarzyło… (odpukać, puk, puk) ale z innej beczki to ciekawe, no bo jak prąd szaleje po samochodzie to faktycznie jak ugasić taki pożar? Chyba wszystko co gasi przewodzi prąd, chyba że by mieli wodę destylowaną. Mnie jedynie przychodzi do głowy jedynie rodzaj jakiegoś koca gaśniczego na zasadzie rurki termoskurczki który by się zarzuciło na samochód, ten by się skurczył i odciął dopływ tlenu,
PS. Ciekawe po czym poznali że prąd tam hula… coś isrzyło czy może (tu będzie trochę czarny humor) umarlak (Niech spoczywa w pokoju) tańcował jakie elektro pod wpływem prądu :p