Scenariusz na horror jest prosty. Kilka osób jedzie windą. Nagle światło gaśnie, a urządzenie zatrzymuje się między piętrami. Nawoływania o pomoc zdają się na nic, a zasięgu w komórce – jak to w takich sytuacjach – brak. W pewnym momencie coś szarpie windą. Raz. Drugi. Nagle kabina rusza z ogromną prędkością w dół. Za kilka sekund wszyscy zginą…
Ale czy aby na pewno? Czy upadku windy faktycznie nie da się przeżyć? Mimo iż tematyka idealnie wpasowuje się w wątki poruszane w programie „Pogromcy mitów”, okazuje się, że nad tym problemem zastanawiają się także naukowcy. Świat, w którym żyjemy ma mnóstwo tajemnic, a każdego dnia odkrywamy nowe. Na pytanie „czy można przeżyć upadek windy” raczej nie uzyskacie odpowiedzi na lekcjach fizyki. Ba, w szkole często możecie usłyszeć wręcz nieprawdę. Okazuje się jednak, że pytanie postawione w tytule tego tekstu wcale nie jest irracjonalne.
Bilet w jedną stronę
Ludzie od zawsze zastanawiali się, upadek z jakiej wysokości można przeżyć. O potężnej sile ziemskiej grawitacji nie trzeba chyba nikogo przekonywać, choć zdarzyły się przypadki, w których udało się ją oszukać. Co jakiś czas media donoszą o szczęściarzu, który przeżył upadek z samolotu bez spadochronu czy z walącego się budynku. Fizyka nie ma gotowego wzoru, po podstawieniu do którego odpowiednich liczb, uzyskamy odpowiedź czy możemy skakać, czy też nie. Wszystko tak naprawdę zależy od człowieka i różnych trudnych do przewidzenia czynników. I na prostej drodze można złamać nogę – wystarczy źle stanąć. Tak samo jest ze skokami. Dla niektórych skok do wody z 10 m okaże się bułką z masłem, dla innych będzie jak skok na beton. Powszechnie uważa się, że na ziemię można skoczyć maksymalnie z 5 m (przy zachowaniu odpowiedniej techniki) bez uszkodzeń ciała. Maksymalny limit skoku do wody dla większości ludzi to 15 m, choć są i śmiałkowie którym udaje się przetrwać bardziej ekstremalne próby.
Upadek człowieka w windzie to już zupełnie co innego. W thrillerach, horrorach czy filmach katastroficznych zdarza się dosyć często, w rzeczywistości jednak – stosunkowo rzadko. Nie można jednak udawać, że to zagrożenie nie istnieje.
Statystyka pokazuje, że windy są bezpiecznym środkiem transportu. Oczywiście te nowe i regularnie serwisowane. W Polsce wiele wind w starych blokach nie spełnia norm bezpieczeństwa, bo często też – nie ma o nie kto zadbać. To dlatego, mimo obecności windy w swoim budynku, wiele osób woli wybrać schody. Strach przed zacięciem windy nie nawiedza tylko osoby cierpiące na klaustrofobię, ale i takie, które mają świadomość o potencjalnej awaryjności kabiny do której wsiadają.
Podróży nowoczesnymi windami nie powinniśmy się obawiać. Są one wyposażone w automatyczne systemy hamowania. Gdy jeden z zamontowanych czujników wykryje, że kabina porusza się za szybko (czy w górę, czy w dół), aktywowane są hamulce i winda staje w miejscu. Bez tego typu zabezpieczeń, budowa tak wysokich budynków jak Burdż Chalifa w Dubaju czy malezyjskie Petronas Towers byłaby niemożliwa.
Większość wypadków w windach często jest spowodowana głupotą ludzką, a nie wadliwą konstrukcją samego urządzenia. Konsekwencje dodatkowego zapychania windy ponad normę (gdy wsiada do niej więcej osób niż jest dopuszcza producent) łatwo sobie wyobrazić. Podobnie zresztą, gdy chcemy wejść, a drzwi już się zamykają lub kabina niefortunnie stanie między piętrami, a nam bardzo się śpieszy. Wszystko to sprowadza się do prostego wniosku: większości wypadków w windach możemy uniknąć zachowując zdrowy rozsądek.
Nie skacz, połóż się
Przejdźmy do meritum. Załóżmy, że znajdujemy się w spadającej w dół windzie. Co robić? Pewien mit można obalić już w tym miejscu. Podskakując w momencie kolizji kabiny z ziemią, nie uratujemy się. Fizyka jest w tym przypadku bezlitosna. Mimo tego, wiele osób jest przekonanych, że gdyby udało nam się wyczuć odpowiedni moment uderzenia, co do sekundy, prawdopodobnie udałoby nam się przeżyć. Technicznie jest to jednak niemożliwe, a sam podskok skończyłby się uderzeniem o sufit i złamanym kręgosłupem. Nieskuteczne będzie także kucnięcie i objęcie nóg ramionami (pozycja podobna do tej, którą powinniśmy przybrać podczas upadku samolotu), bo przy zetknięciu z ziemią, najprawdopodobniej na zawsze stracimy nogi. Czy jest zatem coś co możemy zrobić? Eksperci z livescience uważają, że tak.
Sugerowane przez naukowców działanie jest proste. Należy położyć się płasko na podłodze (najlepiej na plecach), osłonić czymś twarz i założyć ręce za głowę. W ten sposób nasza potylica będzie w minimalnym stopniu chroniona przed odłamkami, które na pewno pojawią się w momencie uderzenia. Dzięki prostopadłemu ułożeniu ciała do kierunku upadku, siły działające na kręgosłup będą równomiernie rozłożone, co powinno uchronić nas przed jego uszkodzeniem. Niestety, pozostałe kości w naszym organizmie raczej zostaną połamane, ale przecież lepsze to niż śmierć.
Przedstawiona metoda nie jest pozbawiona wad. Główny z nich jest powiązany z pozycją, którą przyjmujemy podczas upadku. Przy położeniu się płasko na podłodze, całą siłę uderzenia wchłoną nasze narządy wewnętrzne. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do uszkodzenia mózgu. Być może trwałego. Poza tym, w momencie uderzenia podłoga kabiny najprawdopodobniej ulegnie rozbiciu, a my być może razem z nią. Już sama decyzja o położeniu się w spadającej windzie może być trudna, bo będziemy niemal w stanie nieważkości, więc będziemy bezwładnie odbijać się od ścian. Wszystko to sprawia, że zastosowanie przedstawionej metody tylko nieznacznie zwiększa nasze szanse na przeżycie. Ale przecież lepsze to niż świadomość zbliżającej się śmierci.
Wszystkim tym, którzy nie muszą wsiadać do windy, polecam spacer po schodach. Zawsze to odrobina ruchu.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
aha,dobrze wiedzieć. Dziękuje 🙂
He he
Widny bez badań dozorowych UDT nie są dopuszczone do eksploatacji. Nie widziałem jeszcze windy bez dozoru choćby nie wiem jak starej. Badania takich urządzeń odbywają się raz na rok. Nawet przedwojenne windy działają i dostają dozór po wyposażeniu ich w takie elementy jakie mają współczesne (interkom czy inne powiadamianie awaryjne, awaryjne oświetlenie, liny hamujące, czujniki położenia, wyłączniki przeciążeniowe itd. To nie jest tak, ze ktoś sobie oszczędza i pomija dozór. Ktoś może się „spóźnić” celowo ale i tak musi mieć odpowiednie wyposażenie.
„Już sama decyzja o położeniu się w spadającej windzie może być trudna, bo będziemy niemal w stanie nieważkości, więc będziemy bezwładnie odbijać się od ścian.”
Dokładnie, każdy przedszkolak wie, że przyśpieszenie ziemskie jest zależne od masy ciała (cięższe przedmioty szybciej spadają). Np. metalowa kula o wadze 1KG spada z wysokości 100m w czasie 5s a kula o wadze 1000KG spada 1000 razy szybciej czyli w 5 milisekund. Analogicznie, kula o wadze 1000 ton spadnie w czasie 5 nanosekund a megatona w czasie 5 pikosekund. Szybciej od Bugatti Veyron.
Oczywiście to wszystko w próżni czyli nie są to realne czasy.
„Podróży nowoczesnymi windami nie powinniśmy się obawiać. Są one wyposażone w automatyczne systemy hamowania. ” Starsze konstrukcje wind ZREMB również posiadają takie automatyczne systemy hamowania (ogranicznik prędkości + chwytacze) Według PN-EN 81.1 każdy dźwig osobowy musi posiadać takowe zabezpieczenie stary czy nowy.
„Konsekwencje dodatkowego zapychania windy ponad normę (gdy wsiada do niej więcej osób niż jest dopuszcza producent) łatwo sobie wyobrazić.” Nie tyle o osoby co o wagę tych osób chodzi a i tak jak jest więcej to przy zachowaniu prawidłowej konserwacji kabina nie pojedzie jeżeli jest wypchana ponad stan 🙂
„Podobnie zresztą, gdy chcemy wejść, a drzwi już się zamykają lub kabina niefortunnie stanie między piętrami, a nam bardzo się śpieszy.” Nie widzę związku z upadkiem jak drzwi są półautomatyczne to można je normalnie odciągnąć a jak automatyczne to albo zadziała fotokomórka albo uderzeniowy drzwi i się otworzą, przecież kabina rusza dopiero po zamknięciu drzwi a nie w trakcie.
„Statystyka pokazuje, że windy są bezpiecznym środkiem transportu. Oczywiście te nowe i regularnie serwisowane. W Polsce wiele wind w starych blokach nie spełnia norm bezpieczeństwa, bo często też – nie ma o nie kto zadbać.”
Przeczytałem ten fragment i powiem wam że równacie się poziomem z onetem. Mało wiecie o tematyce dźwigów (tak fachowo to dźwigi nie windy) a się wypowiadacie. Każda winda używana w bloku czy zakładzie pracy musi spełniać polskie normy jak i przechodzić coroczne badania dozoru technicznego i musi być ktoś z odpowiednimi uprawnieniami do konserwacji dźwigu jak i do comiesięcznych przeglądów technicznych.
Dźwigolog?
To jest takie polskie rozumowanie. Zwrócę komuś uwagę na jakiś temat to wyjdzie, że ja się znam, a ktoś nie. Po co to? Wiadomo, że ten tekst to nie praca naukowa, więc brakuje fachowej nomenklatury, ale w lekki sposób trafia do czytelnika. Ja się dowiedziałem z niego, co chciałem.
Co to za język? Bo polski to nie jest…
„Gdyby udało nam się wyczuć odpowiedni moment uderzenia, co do sekundy, prawdopodobnie udałoby nam się przeżyć.” – bzdura, zapraszam z powrotem do podstawówki po lekcje podstawowych praw fizyki.
„Technicznie jest to jednak niemożliwe”…
Ani praktycznie ani teoretycznie to niemożliwe. A zdanie sugeruje, że jest wykonalne chociażby w teorii