Kapitan Ameryka to prawdziwy symbol Stanów Zjednoczonych. Postać wykreowana przez Jacka Kirby’ego i Joe Simona w czasach II wojny światowej, w celu pobudzenia patriotyzmu wśród Amerykanów, szybko zaczęła żyć własnym życiem. Kapitan Ameryka jest jednym z najbardziej „ludzkich” superbohaterów Marvela. Warto zatem zadać sobie pytanie: czy przy obecnym poziomie naukowym, stworzenie Kapitana Ameryki z krwi i kości byłoby możliwe?
Uniwersum komiksów Marvela jest bardzo bogate. Wśród setek, jeżeli nie tysięcy postaci można znaleźć jednostki niezwykle charyzmatyczne. Chyba każdy fan komiksów zna Spider-Mana, Wolverine’a, Iron Mana, Thora, Hulka czy Reeda Richardsa. Ale chyba żadnego z wymienionych nie można by postawić ponad Kapitanem Ameryką (mimo mojej osobistej sympatii do Spider-Mana). To właśnie ten żołnierz w niebieskim wdzianku i z tarczą pomalowaną w kolorze amerykańskiej flagi jest ucieleśnieniem wszystkich amerykańskich nadziei i ambicji.
Skąd się wziął Kapitan Ameryka?
Podczas gdy Europa płonęła w ogniu II wojny światowej, Steve Rogers był niepozornym, niewyróżniającym się studentem sztuk pięknych. Mimo swojej słabej postury, chłopak chciał zaciągnąć się do wojska, ale jego zgłoszenie automatycznie odrzucono. Powód był wiadomy i słuszny: Rogers nie spełniał wymagań fizycznych i przy pierwszej lepszej misji stałby się padliną dla sępów. Ale wytrwałość Rogersa spodobała się generałowi Chesterowi Phillipsowi, który zaprosił chłopaka do wzięcia udziału w tajnym eksperymencie. Operacja „Odrodzenie”, której pomysłodawcą był prof. Abraham Erskine, miała na celu stworzenie oddziału superżołnierzy, zdolnych do pokonania nazistów.
Rogers palił się do działania. Po przeprowadzeniu szeregu rutynowych testów podano mu serum o tajemniczym składzie i wystawiono na działanie promieniowania Vita. Po zakończonym eksperymencie, wszystkim zgromadzonym w laboratorium objawił się „nowy” Steve Rogers – wysportowany, z doskonale wyrzeźbionym ciałem, stanowiącym prawdopodobnie szczyt ludzkich możliwości. Zanim profesor Erskine zdążył powtórzyć eksperyment na kolejnym ochotniku, został zabity przez niemieckiego szpiega. Zamiast całej armii, Amerykanie dostali jednego superżołnierza.
- Zobacz również | Najlepsi z najlepszych – elitarne jednostki specjalne
Ale wojsko postanowiło wyciągnąć z Rogersa tyle, ile się da. Poddano go intensywnemu szkoleniu w walce wręcz, obsłudze broni palnej i materiałów wybuchowych. Rogers przeszedł także zaawansowane szkolenie taktyczne, by móc w pełni wykorzystać zdolności własne i swoich przyszłych podopiecznych. Po zakończeniu treningu, Steve Rogers już jako Kapitan Ameryka, w kostiumie przypominającym flagę amerykańską, stał się pełnoprawnym żołnierzem. Szybko zyskał potężnego wroga pod postacią Johanna Schmidta, znanego lepiej jako Red Skull. Kapitan Ameryka często niweczył plany Red Skulla, dzięki czemu nazistowskie Niemcy nie stały się supermocarstwem.
Podczas jednej z wizyt dyplomatycznych Kapitana Ameryki, zawitał on do Wakandy (fikcyjne państwo rządzone przez Czarną Panterę), gdzie otrzymał próbkę niezwykle wytrzymałego metalu zwanego vibranium. Materiał uformowano w kształt dysku i tak oto powstała legendarna tarcza Kapitana Ameryki.
Kiedy II wojna światowa się kończyła Steve Rogers wraz ze swoim partnerem – Jamesem „Buckym” Barnesem – brał udział w misji, która miała na celu niedopuszczenie do wystrzelenia przez Barona Zemo latającej bomby. Niestety, żołnierzom nie udało się zapobiec startowi rakiety i obaj uczepili się jej z nadzieją na rozbrojenie w locie. Bomba nie dotarła do celu – eksplodowała nad Arktyką. Bucky został uznany za zmarłego, a Rogers odrzucony przez wybuch, wpadł do lodowatej wody. Serum superżołnierza i zimno utrzymały go przy życiu, a ciało Kapitana Ameryki zostało zahibernowane.
Steve Rogers był zahibernowany aż do czasów współczesnych. Jego ciało odnalazł Namor, król Atlantydy, a obudził go Nick Fury, który uformował nową grupę herosów znaną jako Avengers. Przez wiele lat Kapitan Ameryka przeżył niezliczone ilości przygód, zarówno sam, jak i z Avengers. Umarł, powrócił do żywych, odszedł na emeryturę. Przez te wszystkie lata pozostał waleczny, niezłomny, niestrudzony i tak naprawdę niepokonany. Dawał nadzieję i siłę do walki także poza kartami komiksów i filmów. Dlatego właśnie wiele osób tak bardzo by chciało, żeby Kapitan Ameryka istniał naprawdę.
Heros z laboratorium
Patrząc na historię Kapitana Ameryki, można zaryzykować stwierdzeniem, że taka postać przydałaby się w dzisiejszym niespokojnym świecie XXI wieku. Mimo iż nie ma w nim superzłoczyńców o nadnaturalnych zdolnościach, to pełno niezdrowych emocji i zagrożenia terroryzmem. Kapitan Ameryka czy nawet postać stylizowana na niego niewątpliwie przywróciłaby ład i poczucie, że jest jeszcze ktoś, kto nad nimi czuwa. Ale przecież nie wystarczy pierwszego lepszego kulturysty ubrać w lateksowe wdzianko i postawić na granicy. Czy istnieją jakiekolwiek naukowe podstawy pozwalające twierdzić, że „stworzenie” Kapitana Ameryki dzisiaj, przy użyciu znanych nam metod badawczych, byłoby możliwe?
Oczywiście, schemat przedstawiony w komiksach nie ma racji bytu. Podanie „tajemniczego” serum i bombardowanie promieniami Vita w celu zwielokrotnienia masy ciała, podniesienia kondycji i ogólnej witalności organizmu, to mrzonki. Skład serum, które podano Rogersowi przez wszystkie komiksy z udziałem Kapitana Ameryki pozostaje tajemnicą, nie ma nawet pojedynczych wskazówek, co mogłoby się w nim znajdować (chyba, że ktoś przeczytał więcej komiksów ode mnie i wie więcej na ten temat). W przypadku „prawdziwego” Kapitana Ameryki, nieskuteczne wydają się być także metody inżynierii genetycznej. Co prawda można by teoretycznie nastrzykać człowieka komórkami macierzystymi w nadziei, że przeobrażą się one w mięśnie, ale szansa jest na to niewielka. Na ten moment nie ma skutecznych metod, które pozwoliłyby komórkom macierzystym przeobrazić się w dowolne inne dojrzałe komórki organizmu. Poza tym taki proces mógłby trwać latami; uzyskanie natychmiastowych rezultatów jest niemożliwe.
- Zobacz również | Te technologie znajdziesz nie tylko w filmach SF
Co zatem z chemią? Istnienie substancji na szybki wzrost tkanki mięśniowej jest wątpliwe, przynajmniej biorąc pod uwagę oficjalne kanały informacyjne. Profesjonalistom zajmuje całe lata budowanie sylwetki i rzeźbienie własnego ciała, w taki sposób, by uzyskać satysfakcjonujące rezultaty. Zawsze jest to wynik synergii regularnych, intensywnych ćwiczeń fizycznych, właściwej diety i zażywania odpowiednich suplementów. Dzisiaj wiadomo, że eliminacja jednego z tych czynników może zaburzać jakość efektu końcowego. Ale w przeszłości podejmowano próby rozbudowy tkanki mięśniowej tylko na podstawie intensywnych ćwiczeń. W latach 70. ubiegłego wieku na Colorado State University przeprowadzono kontrowersyjny eksperyment, w trakcie którego uzyskano największy zarejestrowany przyrost masy mięśniowej w historii kulturystyki. Na tym właśnie polegał „Eksperyment Kolorado”.
Hipetrening
Eksperyment Kolorado został przeprowadzony w 1973 r. i wzięły w nim udział dwie osoby: Arthur Jones i Casey Viator. W przypadku jednej z nich test zakończył się po 28, a drugiej 22 dniach. Celem eksperymentu było zbadanie słuszności obowiązującej teorii dotyczącej optymalnego wzrostu mięśni i treningu. Wówczas w społeczeństwie panowało przekonanie, że najlepszym sposobem na przyrost czystej masy jest morderczy trening (kilka godzin dziennie) i podnoszenie nieludzkich ilości ciężarów, przy jednoczesnym zażywaniu dużych dawek sterydów. Tezą pomysłodawców eksperymentu było twierdzenie, że 30-minutowe, ale intensywne i wykorzystujące pełen zakres ruchów ćwiczenia dają lepsze wyniki. Dodatkowo, wcale nie trzeba zażywać sterydów!
Niestety, Eksperyment Kolorado nie uznał przychylności środowiska naukowego. Od samego początku obrósł kontrowersjami. Poddawano w wątpliwość liczbę (tylko dwóch) i typ wykorzystanych ochotników. Casey Viator był profesjonalnym kulturystą, byłym zwycięzcą Mr. America (prawie jak Kapitan Ameryka), który w wyniku niekorzystnego obrotu spraw, znacznie stracił na wadze. Drugi ochotnik – Arthur Jones – także nie był reprezentatywny, bo nie ćwiczył zbyt wiele, a był twórcą maszyn treningowych Nautilus. Ponadto Jones był jednym z twórcą programu treningowego przygotowanego z myślą o Eksperymencie Kolorado. Wątpliwy był także czas trwania badania – miesiąc to zbyt krótki okres czasu, by wyciągnąć rzetelne wnioski. Panowie, którzy przed rozpoczęciem eksperymentu mieli wyraźną niedowagę, najprawdopodobniej przez dłuższy czas tracili na wadze, by spotęgować efekty końcowe. Bo te faktycznie do dziś robią ogromne wrażenie.
Rezultaty eksperymenty były niesamowite. Casey Viator w zaledwie 28 dni stracił 8 kg tłuszczu i zyskał 28 kg czystej masy mięśniowej. Viator zaczynał eksperyment z wagą 75 kg, a po 12 treningach skończył z 95 kg. Jest to największa zarejestrowana transformacja przyrostu masy mięśniowej w historii kulturystyki. Arthur Jones w 22 dni stracił tylko 1 kg tłuszczu i uzyskał 7 kg czystej masy mięśniowej. Wszystko odbyło się pod nadzorem lekarzy i trenerów, więc możliwości manipulacji były niewielkie. Naukowcy uznali eksperyment za ogromny sukces, choć jednocześnie uznali, że ochotnicy mieli ponadprzeciętne uwarunkowania genetyczne pozwalające na przybranie masy oraz duże doświadczenie.
Jak to wygląda w realnym świecie? Szacuje się, że uzyskanie 10 kg masy ciała w ciągu 90-dniowego cyklu sterydowego przez kulturystę jest dobrym wynikiem. Można przybrać jeszcze więcej masy, jeżeli doda się do tego hormon wzrostu. Niestety, każdy kolejny cykl sprawia, że przyrosty masy są coraz mniejsze, więc trzeba spożywać coraz więcej odżywek. Sterydy trzeba stosować cały czas, bo bez tego ciało wraca do swojego normalnego poziomu testosteronu. Sterydy są rozwiązaniem tymczasowym, w końcu trzeba z nimi skończyć, bo może mieć to tragiczne efekty. Tylko poprzez drakońską dietę i ciężki trening na siłowni można stracić tłuszcz, zyskując jednocześnie masę mięśniową.
Casey Viator w trzy razy krótszym czasie uzyskał dwa razy więcej masy mięśniowej i to bez dodatku sterydów. Trudno przewidywać, jak wyglądałby Eksperyment Kolorado ponad 40 lat później… Eksperci przypuszczają, że podobne efekty są możliwe do osiągnięcia. A po dodaniu odpowiedniego przeszkolenia taktycznego i zdolności analitycznych, może się okazać, że „prawdziwy” Kapitan Ameryka stoi przed nami.
- Zobacz również | Jak będzie wyglądał żołnierz przyszłości?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.