Boeing przygotował bezzałogowe wersje wycofanych z użycia myśliwców F-16. Czy czeka nas przełom w walce powietrznej?
Jak donosi BBC News, w zeszłym tygodniu odbył się pierwszy lot F-16 bez człowieka na pokładzie. Do tej pory w ten sposób kierowano jedynie dronami, dlatego lot pełnoprawnego myśliwca o słynnych możliwościach bojowych to wydarzenie niemałej rangi.
Samolot, który wcześniej przez 15 lat służył w bazie w Arizonie, w testach wzniósł się na wysokość 12,2 km i rozwinął prędkość 1,47 Macha, czyli oszałamiające 1800 km/h. W manewrach asystowały mu dwa inne myśliwce, by nie stracić kontaktu wzrokowego z samolotem, w razie wypadku samolot posiadał też wyposażenie pozwalające na samozniszczenie prototypu. F-16 wykonał manewry z przeciążeniami 7G – takie, które wykonałby pilot, Boeing twierdzi jednak, że byłby w stanie osiągnąć aż 9G, przy których nawet wytrzymały człowiek mógłby stracić przytomność.
Autorzy projektu przyznają, że zmodyfikował w ten sposób sześć jednostek nazywając je od teraz QF-16, a armia USA planuje też przeprowadzić testy bojowe maszyn.
Odezwały się przy tym osoby związane z kampanią Stop Killer Robots nastawioną przeciw bezzałogowym jednostkom militarnym. Obawy dotyczą przede wszystkim nierównej walki – po jednej stronie konfliktu znajdą się ludzie, a po drugiej maszyny sterowane przez ludzi. Jest to oczywiście uzasadnione, ponieważ w taki sposób jedna z armii będzie ponosiła straty w ludziach, a druga co najwyżej w stracie maszyn, czyli pieniędzy. Problemem może być też prędkość z jaką poruszają się myśliwce – jest ona zbyt duża by jednoznacznie i dokładnie określać cele.
Boeing sugeruje, że innowacja przeznaczona będzie w szczególności do trenowania pilotów, którzy w ten sposób bezpiecznie będą mogli ćwiczyć niebezpieczne manewry, a później wykorzystają umiejętności w walce, siedząc już w kokpicie.
Źródło: BBC News
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.