Dziś medycyna to sto tysięcy różnych odgałęzień, ze specjalistami gotowymi do naprawienia każdego naszego zepsutego narządu. Pod narkozą, w sterylnych warunkach, bez bólu – elegancja Francja. Zanim jednak przyszło do nas owo „dzisiaj”, chirurdzy błądzili po omacku, tnąc pacjentów w losowych miejscach i sprawdzając czy im to pomaga. Do swoich operacji używali koszmarnych narzędzi. Takich jak te.
Recto Rotor
Gdyby personifikacje diabła wymyślano na początku ubiegłego wieku, a nie setki lat temu, z całą pewnością nie trzymałby w rękach wideł tylko właśnie Recto Rotor. Już sama nazwa jasno wskazuje, że ten wynalazek nie może służyć do niczego innego niż bolesne tortury, tak okrutne, że wręcz balansujące na granicy pojmowania. Recto Rotor miał w założeniach służyć do leczenia schorzeń prostaty, możecie więc zapewne łatwo zgadnąć, którędy wprowadzano go do ciała chorego delikwenta. Podpowiemy, że kształt wiertła również może stanowić w tej kwestii istotną podpowiedź. Wwiercanie się do wnętrza pacjenta nie było jednak głównym zadaniem Rotora. Urządzenie było wydrążone w środku i służyło do wprowadzania specjalnej maści. O ile wiadomo, w żaden sposób nie była ona w stanie ulżyć cierpiącym na przerost prostaty.
Ecraseur
Żadna porządna lista przerażających medycznych gadżetów nie może obyć się bez wynalazku nazwanego ecraseur. Brzmi niewinnie, ale z francuskiego znaczy tyle co „łamacz”. W połączeniu z tym, że w XIX wieku służył do usuwania hemoroidów, możecie wyobrazić sobie (choć dla utrzymania własnego zdrowia psychicznego lepiej tego nie róbcie) z jakimi cierpieniami wiązała się operacja z użyciem tego wynalazku. Mały łańcuszek na końcu ecraseur służył do złapania żylaka, niczym na lasso. Następnie pokrętła na końcu urządzenia używano, by zacisnąć pętle, tym samym odcinając dopływ krwi do hemoroidów. Dziś na hemoroidy też nie wystarczy tylko łyknąć parę tabletek, ale należy pamiętać, że XIX wiek nie był jeszcze okresem należącym do anestezjologów. Na całe szczęście dla przyszłych ofiar żylaków w trudno dostępnych miejscach te straszne czasy mamy już za sobą.
Endoskop
Współcześnie endoskopia to rutynowe badanie, które wprawni lekarze mogą przeprowadzać z zamkniętymi oczami, skacząc na jednej nodze i z prawą ręką przywiązaną za plecami. Pewnie, dla pacjenta nie jest przyjemne, bo odczuwanie dyskomfortu gdy ktoś wpycha nam długi jak cholera przewód światłowodowy w jeden z otworów ciała jest zupełnie naturalne, ale to i tak nic przy tym co musiały znosić ofiary pierwszych w historii zabiegów endoskopowych. W XIX wieku urządzenie owo nijak nie miało się do dzisiejszej zgrabnej, dobrze zaprojektowanej maszynerii. Na przykład badanie cewki moczowej wymagało użycia sporych rozmiarów lampy i wiązało się najczęściej z poparzeniami na ciele pacjenta, bo ta za bardzo się nagrzewała. A cewka moczowa jest jednym z tych miejsc, których oparzenia muszą być wyjątkowo nieprzyjemne.
Lewatywa z tytoniu
XVIII wiek przyniósł światu rewolucję przemysłową, Immanuela Kanta, British Museum, Rewolucję Francuską i… najgłupszy w dziejach sposób na marnotrawienie tytoniu. Nawet nie próbujemy prześledzić procesu myślowego kogoś, komu przyszło do głowy że lewatywa z dymu tytoniowego może mieć lecznicze działanie. Wówczas jednak był to powszechny pogląd. Utrzymywano, że dzięki wtłaczaniu dymu do czyjegoś organizmu można go skutecznie reanimować bo ciepło pozwoli nieprzytomnemu biedakowi na odzyskanie oddechy. Koncepcja mocno abstrakcyjna, ale realizowano ja za pomocą zupełnie rzeczywistego urządzenia, przypominającego trochę kowalski miech. Auć! Na szczęście w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że to kompletny nonsens. Tym samym tytoniowa lewatywa wylądowała na śmietnisku historii. Dzięki opatrzności!
Kolce przeciwko erekcji
Bardzo nie chcielibyśmy żyć w epoce wiktoriańskiej. Moglibyśmy pewnie napisać długi artykuł, zawierający czterysta powodów dla naszej niechęci wobec tamtych czasów, ale jesteśmy przekonani, że do swoich racji możemy was przekonać jednym, jedynym argumentem. To właśnie szaleni, purytańscy anglo-sadyści uważali erekcję za coś tak złego, że należy z tym walczyć wszelkimi możliwymi metodami. I jeżeli te metody mają coś wspólnego z obręczą najeżoną kolcami zakładaną na penisa by powstrzymać się od erekcji to… cóż, tym gorzej dla brytyjskich penisów.
Migdałkowa gilotyna
Coś co ma w nazwie słowo „gilotyna” nie brzmi jak urządzenie, które ktokolwiek przy zdrowych zmysłach gotów byłby wykorzystać do próby leczenia innych ludzi. A jednak, po raz kolejny okazuje się że dla chirurgów z XIX wieku nie było rzeczy niemożliwych. Gilotyna służyła do wycinania migdałków i działała na pozór tak, jak każda inna gilotyna, choć efekt był w gruncie rzeczy wprost przeciwny. Śmierć nie następowała szybko, za to cierpienie pojawiało się natychmiast. No dobra, z tą śmiercią to nie było aż tak źle, ale gilotyna okazała się fatalnym pomysłem. Była nieprecyzyjna, przez co zostawiała kawałki zakażonych migdałków na miejscu, tyle że poszarpane i tryskające krwią.
Pompka powiększająca piersi
Na koniec sprzęt, na tle niektórych wcześniejszych „gadżetów”, niemalże współczesny. I do tego nieco od pozostałych odmienny, bo nie używali go lekarze, za to amerykańscy marketingowcy potrafili go sprzedać jako rewelacyjne rozwiązanie dla pań, które martwią się tym, że mają zbyt mały biust. A takich jak wiadomo nie brakuje. W Stanach w drugiej połowie lat 70′ znalazły się aż 4 miliony naiwnych kobiet gotowych kupić pompkę do piersi za prawie 10 dolarów. Jak to tałatajstwo miało działać? Dwie gumowe miseczki nakładane na biust były połączone z napędzaną nogami pompką. Pompowanie powodowało zasysanie, które w założeniach miało wydłużać piersi. Jednak jedyny efekt, na które w rzeczywistości można było liczyć to okropne siniaki. Rynkowy sukces tego wynalazku sprawił, że do dziś nie brakuje różnych dziwnych przyrządów, mających być przepustką do większej miseczki.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
A może pooglądalibyscie Państwo wspołczesne „urzadzenia medyczne” do wykonywania aborcji…