Historia Google to historia jednego sukcesu za drugim. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać – nie byłoby dużą przesadą powiedzieć, że internet ma dziś kształt literki „G”. W świecie mobilnym Android także prześcignął iOS. Każdemu jednak można wytknąć pewne potknięcia. A jako, że jesteśmy złośliwi, dzisiaj będziemy je wytykać właśnie internetowemu gigantowi. Ale nie martwcie się, w przyszłości przypomnimy też porażki innych wielkich świata nowych technologii.
Google Video
Kariera YouTube jest zawrotna. W ciągu zaledwie kilku lat istnienia założony na początku 2005 roku serwis multimedialny stał się jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w internecie. YT nie było jednak pierwszą tego typu inicjatywą. Platforma Google Video ujrzała światło dzienne minimalnie wcześniej.
W Mountain View jednak bardzo szybko zorientowali się, że nie mają szans w starciu z błyskawicznie rozwijającym się rywalem. Z problemu wybrnęli bardzo szybko, jak każda szanująca się wielka korporacja. Po prostu kupili YouTube, a Google Video stopniowo coraz bardziej popadało w niepamięć. 4 lata po uruchomieniu serwisu Video, internetowy gigant uniemożliwił wrzucanie na platformę filmów, tym samym dając jasny sygnał, że liczy się tylko YouTube. GV zniknęło z sieci w te wakacje. Jedyne co zostało po tym serwisie, to wbudowana w wyszukiwarkę Google opcja wyszukiwania filmów. Innymi słowy – raczej niewiele.
Orkut
Jakkolwiek techManiaKom może być w to ciężko uwierzyć, to ciągle nie brakuje ludzi, którzy choć mają konta Google nie tyle nie korzystają z serwisu Google+, co nawet niespecjalnie zdają sobie sprawę z jego istnienia. Ot, kojarzą że jest jakiś tam G+, ale co to? Nie mają pojęcia. W porównaniu z Orkutem jednak, Google+ i tak zdążyło już zrobić zawrotną karierę i przebić się do powszechnej świadomości z siłą tajfunu.
Jeżeli nie wiecie co to jest Orkut, to właśnie macie tego dowód. Ten uruchomiony w 2004 roku serwis społecznościowy to dziwaczny projekt. Stworzył go Turek, znakomicie przyjął się w Indiach i w Brazylii, a reszta świata przeszła wokół niego z całkowitą obojętnością. Próbowano co prawda rewitalizacji platformy, i to nie raz, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, choć strona dalej jest dostępna. Sporo technicznych niedoróbek i boom na Facebooka złożyły się na tę porażkę. Ale naszym zdaniem kluczem jest tu nazwa, wzięta od imienia twórcy projektu – Orkuta Büyükköktena. Gdyby zainspirowano się jego nazwiskiem, sukces byłby murowany.
Google Wave
Jedna z największych dotychczasowych porażek internetowego giganta. Tym bardziej dotkliwa, że całkowita. Klęskę Google Video osłodzono sobie kupnem YouTube, na którym ostatecznie koncern z Mountain View wyszedł przecież znakomicie, a Orkut z jakichś zupełnie dziwacznych powodów okazał się strzałem w dziesiątkę w Indiach i Brazylii, nawet jeżeli reszta świata olała go z góry na dół. A Wave? W tym przypadku nic nie poszło tak jak powinno. System Google Wave miał umożliwić ludziom grupowe tworzenie i edytowanie plików. Łączył w ten sposób narzędzie biurowe, programistyczne, nawet szkolne ze społecznościową zabawką i komunikatorem.
Gdy w 2009 roku wystartowały beta testy, żeby wziąć udział trzeba było mieć zaproszenie od kogoś już będącego na pokładzie. Ludzie dostawali kociokwiku, chcąc osobiście przetestować możliwości Wave. Zaproszenia trafiały nawet na aukcje internetowe. Entuzjazm jednak był chwilowy, bo już po roku Google poinformowało, że rezygnuje z tego projektu. Ostatecznie przejęła go fundacja Apache. Najczęściej wskazywaną przyczyną porażki Wave jest to, że był po prostu zbyt skomplikowany. Jeśli ktoś nie był programistą, obsługa tego systemu stawała się katorgą.
Buzz
Facebook to nie jedyny wielki serwis społecznościowy, któremu Google pozazdrościło sukcesu, przy okazji chcąc sobie odbić nieudaną przygodę z Orkutem. Zanim powstał G+, w internecie pojawił się już Buzz… a niedługo po tym, jak Plus zadebiutował, Buzz pakował manatki. Uruchomiona na początku 2010 roku usługa nie przetrwała nawet dwóch lat. Na jej obronę można powiedzieć chyba tylko tyle, że konkurować próbowała z nie byle kim, bo Buzz miał stanowić odpowiedź giganta z Mountain View na zawrotną karierę Twittera.
Właściwie można by powiedzieć, że system miał wszystko co trzeba. Mikroblogowanie, statusy na wzór tych z Facebooka, integrację z innymi usługami Google… jak więc to w ogóle mogło się nie udać? Poszło o niedoróbki. Buzz już na starcie prezentował się wyjątkowo kiepsko jeśli chodzi o ustawienia prywatności. Google musiało się w związku z tym uporać ze zbiorowym pozwem użytkowników. Zakończyło się na ugodzie, firma zapłaciła ponad 8 milionów dolarów, więc jak na swoje możliwości niewiele, ale – brzydko mówiąc – smród pozostał. A jako że Buzz nie miał do zaoferowania niczego naprawdę nowego, czym mógłbym przezwyciężyć PR-ową klęskę, szybko zszedł ze sceny pokonany.
iGoogle
Na koniec coś, czego bardzo nie chcielibyśmy nazywać porażką, ale firma z Mountain View sama nas do tego zmusiła. Bardzo cenimy iGoogle. Ba, więcej! Uwielbiamy iGoogle! To praktyczne narzędzie, pozwalające w jednym miejscu trzymać wszystko, co chcemy mieć pod wirtualną ręką. Słownik, YouTube, prognoza pogody, nagłówki z wybranych serwisów? Wszystko jest. Dodajmy do tego opcję łatwego i wygodnego układania wszystkich wybranych gadżetów wedle własnego uznania i oto mamy doskonałą stronę startową. Co więc jest tutaj porażką Google? Decyzja o zamknięciu iG. Usługa przestanie być dostępna w listopadzie przyszłego roku. Bo zdaniem Google dla Chrome i Androida powstało już tyle aplikacji, że spokojnie zastąpią iGoogle. Bzdura do kwadratu. Ten system jest/był super i basta!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Piszecie tak jakby ludzie korzystali z Google+.. to jest dopiero epic fail..na sile wiazany z innymi uslugami np. blogspotem itd… Google+ to sztandarowa porazka Googla
chrome = dno totalne porazka 10 razy gorszy niz explorer
zamula filmiki na youtube , filmy online muli nedzny konwester
explorer – pieknie idzie bez zaciec
Powaliło Google – zamknąć iG… Ja z niego do tej pory korzystam. Jest extra!