- « Poprzedni
- 1/4
- Następny »
Przez długie lata Google było synonimem innowacyjności, sukcesu i nowoczesności. Jej twórców utożsamiano z typem człowieka, który spełnia swe marzenia i dokonuje czegoś na miarę cudu. Warunki pracy w tej niezwyklej korporacji stały się już legendarne i wiele osób podpisałoby cyrograf z diabłem za możliwość podjęcia pracy u potentata z Mountain View. Jednak od jakiegoś czasu zachwyt nad firmą słabnie, wspomina się o jej mankamentach i zagrożeniach, które mogą doprowadzić do poważnego osłabienia giganta. Czy ostrzeżenia płynące z różnych sektorów branży IT oraz z ust obserwatorów rynku mają solidne podstawy? Google może któregoś dnia po prostu przestać istnieć?
Niedawno zakończyła się konferencja Life Online zorganizowana w Bradford, na której swoje opinie dotyczące Internetu i jego rozwoju wygłosił m.in. Vint Cerf. Niektórzy zapewne kojarzą nazwisko, a pozostałym przypomnę, iż jest to jedna z osób określanych mianem ojca Internetu. Obecnie Cerf pracuje w Google i piastuje tam stanowisko wiceprezesa. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ jego wystąpienie podczas Life Online wywołało sporą dyskusję, zwłaszcza wokół firmy Google i jej konkurencji. Konserwatywni akcjonariusze korporacji z Mountain View zapewne nie zareagowali pozytywnie na słowa menedżera korporacji i woleliby nie dopuszczać do siebie wizji, którą roztoczył. Cóż takiego powiedział? Oto jeden z cytatów:
Dzisiaj nic nie przeszkadza komukolwiek stworzyć bardziej nowoczesną technologię, niż ta, którą dysponujemy i zainicjować coś potężniejszego, bardziej efektywnego i skutecznego. I boimy się tego. Ale to jest dobre, ponieważ oznacza, iż będziemy koncentrowali wszystkie siły na tworzeniu najlepszych metod wyszukiwania, aby jak najdłużej być liderem na rynku.
To jednak dopiero początek. Cerf dał także do zrozumienia, iż Google nie może dominować na rynku wyszukiwarek wiecznie i prędzej czy później ustąpi miejsca nowym firmom, które zaoferują lepsze rozwiązania:
Zdajemy sobie sprawę z tego, że w najbliższym czasie może pojawić się ktoś taki jak Larry i Sergey (Sergey Brin oraz Larry Page to założyciele Google) w jakimś kampusie uniwersyteckim i zaprezentuje pomysł, który nam będzie obcy, a który zdoła całkowicie przebudować rynek i odbierze nam ten biznes.
Na wizjach się nie skończyło – Cerf przywołał przykłady wyszukiwarek Alta Vista, która z czasem musiała uznać wyższość Yahoo! Oraz samego Yahoo! przeżywającego dzisiaj poważny kryzys i tracącego na wartości w szybkim tempie. Google zapewne nie powinno się obawiać nagłej ofensywy ze strony Yahoo! lub Microsoftu i wyszukiwarki Bing, ponieważ wszystkie firmy utrzymują na rynku względne status quo, ale zawsze mogą się pojawić inni, którzy poważnie namieszają w tym sektorze.
Słowa Cerfa należy zatem uznać za rozsądne podejście do sprawy – wiceprezes korporacji zdaje sobie sprawę z tego, że nawet chwilowe „zagapienie się” może mieć bardzo poważne i długofalowe skutki. Ojciec Internetu zwrócił uwagę na kwestię wiszącą w powietrzu od dłuższego czasu – Google chyba trochę pogubiło się na rynku i podąża obecnie w niewłaściwym kierunku, a to może doprowadzić do sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Yahoo! lub Sony. Aby nie być gołosłownym wystarczy przytoczyć kilka przykładów opisujących dzisiejszą politykę Google.
Duże wydatki, spadek wartości
Należy chyba zacząć od ogłoszenia wyników za poprzedni kwartał (nastąpiło to pod koniec stycznia) i reakcji inwestorów. Mimo, że pod koniec ubiegłego roku firma zarobiła 2,7 mld dolarów, czyli o 200 mln dolarów więcej, niż w analogicznym okresie roku 2010, to wartość papierów wartościowych internetowego giganta spadła o 10%. Dlaczego? Ponieważ wyniki okazały się gorsze od tych, jakie wcześniej prognozowano. A wszystko przez spadek średnich cen na reklamę internetową (około 8-procentowy). Nie była to jedyna kwestia, która zaniepokoiła akcjonariuszy. Głośniej zaczęto mówić o sprawach ważniejszych: szarżowaniu w inwestycjach, pompowaniu pieniędzy w Google+ oraz chaotycznym rozwoju Androida. Inwestorzy zastanawiają się, czy wydawanie dużych pieniędzy jest uzasadnione w obliczu wielkiej transakcji, jaką było (i jest) przejęcie Motoroli?
Google wydało w roku ubiegłym 1,9 mld dolarów na przejęcie 79 firm (do zestawienia tego nie wlicza się oczywiście kupna Motoroli, na które internetowy gigant przeznaczy 12,5 mld dolarów). Korporacja dokonywała transakcji płacąc pieniędzmi lub własnymi akcjami. Do najważniejszych inwestycji zaliczyć można wykupienie firmy ITA Software, za którą przyszło zapłacić 676 mln dolarów. Google nabyło także młode przedsiębiorstwa: Apture (stworzyli ciekawy mechanizm wyszukiwania), Clever Sense (twórcy aplikacji), czy Katango (pracują nad algorytmami dla automatycznego sortowania znajomych w sieciach społecznościowych).
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że w roku 2010 korporacja z Mountain View kupiła 48 firm za kwotę 1 mld dolarów – od razu widać zatem, iż korporacja wydaje coraz więcej pieniędzy, a niektórzy przekonują, ze na tym raczej się nie skończy i Google będzie kontynuować zakrojoną na szeroką skalę ekspansję. Jednak można się także spotkać z opiniami, że trochę przystopuje i nie będzie otwierać swego portfela tak często. Zwolennicy tej drugiej opcji przekonują, że korporacja powinna powrócić do korzeni i zająć się opracowywaniem nowych technologii w zakresie wyszukiwania. Odpowiedź na ich postulaty pojawiła się w połowie marca.
Wyszukiwanie semantyczne to przyszłość?
Redaktorzy The Wall Street Journal poinformowali wówczas, że w ciągu najbliższych miesięcy Google powinno zacząć wprowadzać zupełnie nowe algorytmy wyszukiwania. Jeden z inżynierów Google – Amit Singhal wspomniał, iż w tym przypadku mamy do czynienia z realizacją technologii semantycznego wyszukiwania. System będzie się teraz starał pojąć sens zapytania, dzięki czemu na liście rezultatów wyszukiwań pojawia się nie tylko wskazania stron, ale również odpowiedzi na konkretne pytania. Okazuje się, że firma przez ostatnie dwa lata tworzyła bazę ludzi, miejsc, obiektów itp., która teraz zostanie użyta przez nową technologię.
Wyszukiwanie semantyczne ma ułatwić łączenie ze sobą konkretnych słów i obiektów – informacje staną się zatem bardziej treściwe. Jako przykład podaje się jezioro Tahoe. Po wpisaniu tej frazy otrzymamy nie tylko spis stron, gdzie znajdziemy dane na jego temat (mapy, przewodniki turystyczne, Wikipedia), ale też informacje dotyczące samego zbiornika: jego położenie, średnią temperaturę, głębokość, wysokość nad poziomem morza itd. A na zapytanie: 10 największych jezior planet otrzymamy ich listę. Odpowiedzi na pytania będą umieszczane nad listą stron, więc w sporej ilości przypadków nasze poszukiwania mogą się zakończyć już na typ etapie. Sytem ma być wprowadzany stopniowo, by nie zachwiać w krótkim czasie strukturą Internetu (tym bardziej, że jest to nowy system i nikt do końca nie wie, jak się sprawdzi w praktyce). A jaki jest cel zmian? Odpowiedź ze strony Google może być tylko jedna: dbamy o własny rozwój i dostarczamy użytkownikom nowych technologii, ułatwiających im życie. Inni podadzą bardziej wiarygodny argument: zwiększy się efektywność reklamy internetowej, a co za tym idzie, wzrosną zyski Google.
Massimo Marchiori = zagrożenie?
Słowa Vinta Cerfa dotyczące nowych rozwiązań oraz niespodziewane przecieki dotyczące wdrażania przez Google wyszukiwarki semantycznej (skoro firma pracowała nad bazą przez dwa lata, to trzeba przyznać, że nieźle wychodziło im maskowanie tych prac) mogą mieć związek z rzeczywistym wyłanianiem się nowej konkurencji. Jako przykład może tu posłużyć projekt Volunia, którego twórcą jest Massimo Marchiori. Profesor uniwersytetu w Padwie ma już na koncie kilka technologii internetowych, do których zaliczyć można m.in. silnik Hyper Search. Cześć tego algorytmu stała się podstawą systemu Page Rank wykorzystywanego przez wyszukiwarkę Google. Gdybyśmy zatem szukali źródeł internetowej korporacji, to jedna z dróg z pewnością doprowadzi nas do włoskiego wykładowcy. Tym razem postanowił on stworzyć osobiście coś zupełnie nowego. Sam Marchiori zapewnia, że Volunia nie będzie lepszym Google i konkurencją dla amerykańskiej korporacji – to ma być produkt nowej generacji, który połączy w sobie inteligentne wyszukiwanie oraz sieć społecznościową. Czyli coś, o co od dłuższego czasu stara się korporacja z Mountain View (do tego wątku jeszcze wrócimy).
Volunia ma być wskazówką dla innych, jak ma wyglądać wyszukiwarka przyszłości. Jej użytkownicy będą mogli np. kontaktować się z innymi ludźmi, szukającymi informacji na danej stronie, czy w konkretnym temacie. Na razie projekt znajduje się w fazie testów i zbiera różne opinie: jedni twierdzą, że to nic nowego i z pewnością nie zagrozi Google, inni przekonują, że internetowi giganci już powinni się bać. Nawet, jeśli rację mają ci pierwsi, to do Page’a i Brina z pewnością dotarł jasny przekaz: na świecie są ludzie, którzy łakomie patrzą na internetowy tort.
A co z Google+?
Wspomniałem przed chwilą o próbach Google związanych ze stworzeniem hybrydy wyszukiwarki oraz sieci społecznościowej. Sporo osób zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że firma poświęca sporo uwagi serwisowi Google+ i stara się przekonać wszystkich, że ten projekt zaczyna odnosić sukces i warto było włożyć w niego miliony dolarów oraz czas i umiejętności swoich pracowników. Wystarczy zresztą spojrzeć na statystyki zaprezentowane przez firmę na poczatku roku: w IV kwartale 2011 roku liczba użytkowników Google+ podwoiła się (i to z nawiązką) i wzrosła z 40 do 90 mln. Takich wyników faktycznie należy firmie pozazdrościć – serwis rozwija się w fenomenalnym tempie. Czy aby na pewno?
- « Poprzedni
- 1/4
- Następny »
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
I tak to bedzie kiedys inaczej,czesciowo juz jest.
Bede po prostu rozmawiac ze swoim komputerem,nawet jesli on bedzie na drugim koncu swiata,co wiecej przyjdzie chwila,gdy w ogole nie ebdzie mi potrzebny zaden komputer.Po prostu POMYSLE,a totalny system udzieli mi odpowiedzi i wyswietli mi ja na scianie (sa juz tapety-ekrany),na telewizorze,na rekawie kurtki (sa juz takie) lub po prostu odpowiedz wroci bezposrednio do mojej glowy i tam ja zobacze i uslysze.W koncu cala rzeczywistosc to mozg,reszta sluzy do jego zasilania i transportu.
google to potęga, wszyscy wszystko googlują i to się nie zmieni bo ludzie to lenie i zmian nie lubią.