Cały świat pokochał gadżety od Apple. Ich popularność jest tak duża, że każdy JabłkoManiaK może dzisiaj przebierać nie tylko wśród sprzętów zaprojektowanych w Cupertino, ale też pomiędzy najróżniejszymi akcesoriami do tychże. A na tym polu jednymi z ciekawszych urządzeń są stacje dokujące. Takie jak na przykład zapowiedziana kilka miesięcy temu On Beat ze stajni JBL.
W końcu tablet
Do tej pory większość stacji dokujących dla iZabawek była przeznaczona do współpracy z różnymi rodzajami iPoda lub iPhonem. JBL, znane już z kilku modeli, jakie całkiem nieźle radziły sobie na tym rynku, postanowiło pójść o krok dalej. W On Beat, maszynie, która na sklepowe półki zawitała wiosną tego roku, można bez problemu umieścić również tablet sygnowany nadgryzionym jabłkiem. W opakowaniu ze stacją dokującą znajdziecie dwa rodzaje adaptera. Jeden przeznaczony jest do podpięcia urządzeń mniejszego kalibru (gadżet od JBL wspiera większość przenośnych odtwarzaczy ze stajni Apple). Drugi, większy, służy właśnie do zamontowania na nim iPada lub jego następcy. Mniejszym statywem można obracać, dzięki czemu iPod lub iPhone mogą być podpięte do stacji i potem ustawione zarówno pionowo, jak i poziomo. Niestety, dla osób, które w On Beat pragną umieścić swój tablet, nie przewidziano takiej funkcjonalności. W związku z tym iPad może zostać postawiony tylko i wyłącznie pionowo. Nie jest to najrozsądniejsze rozwiązanie. Prawie10 cali ekranu w zabawce od Apple to wystarczająco, żeby od czasu do czasu coś na tym obejrzeć – ta stacja dokująca prędzej wam to utrudni niż ułatwi. Szkoda trochę, że pomyślano tylko o dodaniu możliwości współpracy z tabletem, ale nie usprawniono jej odpowiednio.
Brak obrotowego statywu dla iPada to nie jedyna wada, jakiej można doszukać się w konstrukcji nowej stacji wypuszczonej pod banderą marki należącej do firmy Harman International Industries (z pewnością spotkaliście się kiedyś z ich produktami – poza JBL, do tej korporacji należą też między innymi AKG oraz Harman Kardon). Irytujące może okazać się też niewygodne umiejscowienie przycisku uruchamiającego cały sprzęt. Znajduje się on z tyłu obudowy On Beat. Nie jest to może problem z gatunku tych najmocniej doskwierających, ale ciężko o mniej przemyślaną pozycję dla przełącznika. Obok tego przycisku znajdują się tam też rzeczy znacznie milsze – wejście 3.5 mm, dzięki któremu podepniecie do stacji również te odtwarzacze, jakich nie wyposażono w Dock Connector oraz port USB i wyjście kompozytowe. To ostatnie pozwala na przełączenie obrazu z zamontowanego w stacji urządzenia na telewizor. Jest to jakiś sposób na obejście kwestii nieruchomego statywu dla tabletu, ale ciągle pozostaje to irytującą wadą. Z kolei za pośrednictwem interfejsu USB można zsynchronizować sprzęt z platformą iTunes.
Bardzo sprawnie wykonano pilota zdalnego sterowania. Niczym zaskakującym nie są takie funkcje jak przewijanie piosenek, wyciszenie głośników, czy zatrzymanie lub wznowienie utworu. Ale już możliwość łatwej nawigacji w menu to bardzo mile widziany dodatek. Ponadto, jednym przyciskiem można powrócić do poprzedniego ekranu. Niestety, również i w przypadku pilota JBL nie zdołało ustrzec się pomyłek. Tablet od Apple jest na tyle duży, że czasem po prostu zasłania czujnik podczerwieni, przez co stacja nie reaguje na polecenia. Gdyby iPada dało się ustawić poziomo, problemu by nie było. Ale o takim rozwiązaniu najwyraźniej nikt w JBL nie pomyślał. A szkoda.
Głośno, głośniej, za głośno
JBL wprowadzając On Beat na rynek opatrzyło stację dokującą metką z ceną na poziomie 149.95 dolara. Niestety, polscy dystrybutorzy zdaje się nie lubią sprawdzać kursów walut publikowanych przez NBP i nie wiedzą, że amerykański dolar w tej chwili wart jest około 3 złotych. W związku z tym, jeżeli chcecie nabyć ten sprzęt, szykujcie się na to, że czeka was wydatek na poziomie przynajmniej 600 złotych. Nie jest to ciągle suma, za jaką kupuje się naprawdę hi-endowe zabawki (na przykład Jarre Technologies, choć to dość ekstremalny przykład, za swoje ostatnie dzieło życzy sobie pół miliona euro), ale jednak pozbywając się z portfela takich pieniędzy, można spodziewać się, że z wbudowanych w stację głośników popłynie muzyka brzmiąca przynajmniej dobrze. Na to co jest w stanie zaoferować On Beat, jeśli nie jest się wyczulonym na każdy dźwięk audiofilem, nie ma co narzekać, choć to raczej ze względu na to, że w tym przedziale cenowym konkurencja nie ma do zaoferowania nic, co rzucałoby na kolana, niż dzięki fantastycznej jakości zapewnianej przez gadżet od JBL. Mimo wszystko, jak na dwa 7.5-Wattowe głośniczki, nie jest źle. Jeżeli nie robicie sobie nadziei na krystalicznie czysty dźwięk niezależnie od jego częstotliwości, to się nie zawiedziecie. Muzyka puszczona przez On Beat jest czysta i ciepła, przynajmniej dopóki utwory nie zapędzają się w pobliże granic pasma przenoszenia zamontowanych w tym modelu przetworników. Na żadne dźwiękowe uniesienia nie ma jednak co liczyć.
Głośniki stacji dokującej od JBL sprawdzają się najgorzej w starciu z basem. W urządzeniu brakło miejsca na przetwornik przeznaczony właśnie do najniższych częstotliwości, więc „nurkować” muszą te biedne, 7.5-wattowe maleństwa. Nie trzeba mieć doktoratu z inżynierii akustycznej, by domyślić się, że nic dobrego nie może z tego wyniknąć. Głośnikom On Beat wyraźnie brakuje mocy, by zadowolić miłośników rapu lub potężnego, elektronicznego uderzenia. Urządzenie ma zaskakująco dużą skalę głośności. O dziwo, te niepozorne głośniczki, kiedy przychodzi do bezpardonowego atakowania bębenków słuchowych, potrafią nieźle zagrzmieć. Niestety, podkręcanie On Beat na maksimum to nie najlepszy pomysł. A to dlatego, że od pewnego poziomu głośniczki już faktycznie bardziej grzmią niż grają. Urządzenie zaczyna trzeszczeć, do dźwięku wkrada się bardzo dużo zniekształceń – ciężko znaleźć dla tego inne zastosowanie, niż robienie na złość sąsiadom z dołu.
Piękne opakowanie
Największą zaletą stacji dokującej wypuszczonej na rynek pod banderą JBL jest jej wyjątkowy design. Urządzenie jest niewielkie (nieznacznie szersze od ustawionego poziomo iPhone’a), ale skromne rozmiary bynajmniej nie przeszkadzają mu w rzucaniu się w oczy. I to w jak najbardziej pozytywnym sensie. Urządzenie wygląda jak dwa zwoje taśmy, przecinające się pod kątem rozwartym. Całość otoczona jest gęstą siatką przykrywającą głośniczki. Podobać mogą się również metaliczne, srebrne lub czarne wykończenia. Na zdjęciach możecie zobaczyć to lepiej. Nowoczesny, dynamiczny wygląd stacji dokującej jest bardzo charakterystyczny, a jednocześnie powinien bez problemu pasować do większości wnętrz. Ze względu na swoje rozmiary, On Beat znacznie lepiej prezentuje się z zamontowanym iPodem lub iPhonem, ale i iPad na pokładzie urządzenia od JBL specjalnie go nie szpeci.
Nic złego nie można napisać również na temat wykonania stacji. Mówimy tu o sprzęcie wartym 150 dolarów, więc nie mogło być mowy o żadnych niedociągnięciach. I pod tym względem JBL spisało się wzorowo. On Beat znakomicie prezentuje się z daleka, ale gdy podejdziemy bliżej i dokładniej przyjrzymy się urządzeniu, nic nie straci ono ze swojego uroku. Konstrukcja jest zgrabna i solidna. Nie sposób też narzekać na którykolwiek z dwóch dodawanych do zestawu adapterów. Pilot zdalnego sterowania trochę odstaje wykonaniem – cały błyszczy, a do tego jest mało wygodny i ma kiepskie przyciski.
Warto… się zastanowić
JBL On Beat budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, to jedna z najładniejszych stacji dokujących dla zabawek Apple, jakie można znaleźć na rynku. Fantastyczny, nowoczesny design sprawiają, że ciężko oprzeć się temu sprzętowi. Do tego wyjście kompozytowe do telewizora, wejście 3.5 mm, integracja z iTunes poprzez interfejs USB oraz nie najlepiej wykonany, ale za to dający dostęp do kilku przydatnych funkcji pilot zdalnego sterowania sprawiają, że On Beat jawi się jako ciekawa inwestycja. To jednak sprzęt, za który trzeba zapłacić ponad 600 złotych. I jeśli zależy wam przede wszystkim na dobrym audio, a współpraca z waszym iPodem to kwestia drugorzędna – za tę sumę bez problemu znajdziecie głośniki, na polu dźwięku zjadające stację od JBL na śniadanie. Jeżeli jednak chcecie koniecznie kupić akcesorium do swojego iGadżetu, to w tym przedziale cenowym ciężko o coś, co zostawiałoby On Beat daleko w tyle. Ciężko się jednak oprzeć wrażeniu, że cena zgodna z obecnym przelicznikiem dolarów na złotówki byłaby znacznie bardziej adekwatna do realnej wartości tego modelu.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Recenjza…